To nie
dotyczy tylko praktykujących Dordże Phurbę, ale wszystkich tych, którzy wykonują
praktyki z groźnymi formami i robią to w sposób dogłębny. Np. taki bhutański
Rinpocze, Jongdzin Rinpocze, jest mocnym ngakpą. To starożytna linia, on się
odradza, a obecna inkarnacja w tej chwili mieszka w Stanach. W swoim poprzednim
życiu, kiedy mieszkał w Tybecie, rząd tybetański nie zgadzał się na jego
aktywność ngakpy, która była bardzo niekonwencjonalna. Urzędnicy państwowi
nieustannie go pouczali, że nie powinien tak się zachowywać, że to jest
niegodne
buddysty. Kiedyś zwołał on wielki tłum i powiedział, że jeżeli
urzędnicy czy inni praktykujący dharmę będą w stanie zrobić to samo, co on,
wtedy on zacznie się zachowywać tak jak oni. Jeżeli będą mieli te same osiągnięcia.
Wyzwał ich na pojedynek.
W
Tybecie dawniej wszystko było bardzo porządnie poukładane,
tylko niektórzy lamowie mogli jeździć konno, inni musieli chodzić pieszo, tylko
niektórzy mogli nosić korony czy rytualne czapki. Wszystko było bardzo
poukładane, była mocna dyscyplina. Wszystko było rozpisane, który lama może
mieć jak wysoki tron, ile poduszek, ile centymetrów każda poduszka. Wszystko
było bardzo określone. A on się z tego wyłamywał. Zachowywał się zupełnie
niekonwencjonalnie. Pod tym względem Chińczycy zrobili dobre porządki, bo
pojawiła się wolność, przestały obowiązywać bardzo sztywne, skostniałe zasady.
Zaczęło
się to od tego, że ponieważ Jongdzin Rinpocze nie miał znanego imienia, miał
tylko tajemnych uczniów, nie miał wielkiego klasztoru, nie był zarejestrowany
jako lama, który ma prawo do klasztoru, tronu, a podawał się za nauczyciela
buddyjskiego, urzędnicy schwytali go i osadzili w więzieniu. To wtedy
powiedział, że jeżeli ktoś z zarejestrowanych lamów będzie w stanie zrobić to
samo, co on, wtedy on się podporządkuje i złagodzi swoje obyczaje. Pojedynek
polegał na tym, że Jongdzin Rinpocze wymieszał wodę z mlekiem i trzeba było
swoim "dordże"(penisem) wyciągnąć mleko z wody i zostawić tylko czystą wodę. Jeśli komuś
się to uda, wówczas on miał się podporządkować regułom. Usiadł, wyjął swoje "dordże", wyssał nim mleko i została tylko czysta woda. Oczywiście wygrał.
To
dotyczyło wcześniejszej inkarnacji. Od tej pory ningma była bardzo szanowana
w Tybecie. Dalajlama uznał różnych ngakpów z ningma za równoprawnych, też
mogących nazywać się lamami czy praktykującymi buddyzm, pozwolił im używać
tytułu nauczyciela buddyjskiego.
Karmapa,
też chodzi o którąś wcześniejszą inkarnację Karmapy, zaprosił Jongdzina
Rinpocze do Tsurphu, żeby – ponieważ uznawał jego moc, jego właściwości –
pobłogosławił posążki dwudziestu jeden Tar. Wcześniej te posążki były ustawione
w ołtarzu, odpowiednio porozmieszczane, ale na czas ożywiania zostały wyjęte i
złożone na stoliku. Kiedy po ceremonii, którą przeprowadził Jongdzin Rinpocze,
miały z powrotem wrócić do ołtarza, okazało się, że urosły o parę centymetrów
każdy, tak że się już nie mieściły w ołtarzu. Stolarze musieli zrobić nowy
ołtarz dla tych nowych posążków. Ngakpowie tak się właśnie zachowują...
Jongdzin
Rinpocze znany był z tego, że lubił oddawać się grom, które były popularne
wśród Chińczyków. Jest taka gra w kości, w kostki do gry. Czasami przegrywał i
wtedy, gdy się zdenerwował, brał
wszystkie kości i je wyrzucał. Przy okazji filiżanka, w której miał herbatę na
stoliku, też spadała, ale herbata zostawała. Czasami tak się zabawiał, że kiedy
nie chciało mu się wychodzić na zewnątrz do toalety, otwierał okno i zaczynał
siusiać. Strumień zawisał nad ziemią, po czym wciągał go z powrotem. I tak
kilka razy.
Maczig
Labdron też była ngakpą. Nie miała nic poza damaru, dzwonkiem i kanglingiem.
Miała tylko dwie ręce, w związku z tym kiedy grała, w jednej miała damaru, w
drugiej dzwonek, a kangling wkładała sobie w pochwę i grała, wydawała dźwięk.
My tymczasem nawet ustami nie potrafimy zagrać. W tej chwili jest inkarnacja
Maczig Labdron, która też to robi, mieszka w klasztorze mniszek w Jalmo, w
Indiach. I nie tylko ona potrafi tak robić, ale wszystkie jej uczennice,
mniszki również. Ani Tsełang, która już nie żyje, która była w Kagju Ling we
Francji, też to demonstrowała. Mówiła, że to zupełnie proste. Tak wiec lama zna
to z autopsji. Te wszystkie mniszki, które żyją wokół obecnej inkarnacji
Maczig, bardzo dobrze wykonują praktykę Czie. Mają świetne głosy, świetnie im
wszystko wychodzi. To są ngakmy. Ngakma to rodzaj żeński od ngakpa.
W
Bhutanie jest wiele osób, które robią tego rodzaju rzeczy. Część tych mniszek
przeniosła się do Bhutanu i tam powstała grupa sześćdziesięciu paru mniszek,
które bardzo mocno praktykują. Khenpo Tsultrim Giamtso Rinpocze wszystkie
ofiary, które zbierze podczas podróży po Zachodzie, przeznacza właśnie dla tych
mniszek, utrzymuje je, żeby miały z czego żyć, poświęcając się dharmie.
Żeby
zostać ngakpą, trzeba dużo praktykować, np. robić praktykę Dordże Phurby. Może
taki później mówić CZILI CZILAJA i jeżeli będzie wbijać phurbę w kamienie, to w
porządku. Jeżeli będzie się miało taką wypraktykowaną moc, wtedy można dowolnie
zniekształcać tę mantrę i wbijać phurbę gdzie popadnie. Żeby jednak cokolwiek
osiągnąć, to trzeba się napracować, trzeba coś z siebie dać. A pracować nad
Dordże Phurbą można na różne sposoby. Np. jest tutaj bardzo jasno opisana
wizualizacja, jaką można mieć, kiedy uprawia się seks. W tekście jest fragment,
który mówi, co jest w tajemnej przestrzeni partnerki, co jest w tajemnym
miejscu partnera i jeżeli ma się taką wizualizację, wtedy można nawet zwykłe,
codzienne czy conocne aktywności wykorzystywać na ścieżce.
Jeśli
nauczycie się takiej praktyki i będziecie ją robić, to jest jedno
niebezpieczeństwo, że zostaniecie ngakpami. W tekstach, w komentarzach do
Dordże Phurby jest opisane, że kiedy wykonuje się tę praktykę, przychodzą
urzeczywistnienia. Jeżeli naprawdę mocno wejdziemy w tę praktykę, możemy zostać
ngakpami czy ngakmami, ale nie tylko chodzi wyłącznie o praktykę Dordże Phurby,
lecz o dowolną praktykę wadżrajany.
opracował: Paweł Włodarczyk