Karma Kagju znana też pod równorzędną nazwą Karma Kamtsang jest jedną z czterech głównych szkół buddyzmu tybetańskiego. Szkoła Karma Kagju zapoczątkowana przez I Karmapę, Dusum Khjenpa (1110-1193) jest najdynamiczniej rozwijającą się szkołą buddyzmu w Europie.

wtorek, 10 czerwca 2014

Gjaltsab Rinpocze: "Biografia II Karmapy, Karma Pakszi"


                                                                

Tybetański termin "nam thar" oznacza "całkowite Przebudzenie", bowiem poprzez zapoznawanie się z biografią Karma Paksziego można osiągnąć Wyzwolenie.

W tej kalpie pojawi się jeszcze tysiąc dwóch Buddów; z tego tysiąca i dwóch Buddów, Siakjamuni jest czwartym, piątym będzie Budda Maitreja, a szóstym - Budda Senge. W czasie gdy żył Budda Siakjamuni, manifestowali się wielcy Bodhisattwowie, jak Czenrezik czy król Indrabodhi. Byli oni emanacjami Karmapy, co oznacza, że jego umysł jest nieoddzielny od umysłu wszystkich Buddów, czyli od Dharmakai, jak również od Sambhogakai w formie Buddy Wadżradhary oraz Buddów Pięciu Rodzin. Pośród wszystkich urzeczywistnionych mistrzów /1/ i inkarnowanych lamów, jacy pojawili się w Tybecie, Karma Pakszi jest szczególnie ważny, gdyż został rozpoznany jako pierwsza świadoma inkarnacja (tulku) /2/. Kiedy Karma Pakszi przyszedł na świat, minęło już trzynaście lat od odejścia Karmapy Dysum Khjenpy (Znawcy Trzech Czasów). Rodzina Karma Paksziego pochodziła bezpośrednio z linii Tri Tsong Detsena. Jego ojciec nazywał się Gjalła Tsusa, a matka Sangsa Manki. Karma Pakszi był najmłodszy z rodzeństwa. Tuż przed poczęciem matka miała pewien sen. Śniła, że w jej sercu rodziło się słońce, które swymi promieniami przenikało cały świat. Po poczęciu pojawiło się wiele dobrze wróżących znaków. Matka czuła się bardzo szczęśliwa, z jej brzucha wydobywała się wibracja sześciosylabowej mantry OM MANI PEME HUNG. Według kalendarza tybetańskiego, Karma Pakszi narodził się w Roku Ognistego Tygrysa. Jego ojciec dał mu na imię Ciedzin. Już w wieku pięciu lat potrafił biegle czytać. Od piątego do dwudziestego roku życia studiował i pojął bezpośrednie pouczenia Buddów i teksty ułożone przez erudytów /3/. Dzięki treningowi, jaki wyniósł ze swoich poprzednich żywotów, bez trudu pozostawał w głębokiej medytacji. Jego mistrzem był Pomdrakpa, który przekazał mu wiele nauk. Podczas kiedy pouczał Karma Paksziego, sam miał wiele czystych wizji: widział na przykład wszystkich Buddów i Bodhisattwów zgromadzonych przed nim z samym Dysum Khjenpą w środku tego szlachetnego zgromadzenia. Gdy tylko zaczął go nauczać, zdolność Karma Paksziego do przebywania w medytacyjnym wchłonięciu wzrastała. Miewał też wizje wielu bóstw i Jidamów. W wieku jedenastu lat Karma Pakszi został nowicjuszem i otrzymał od Pomdrakpy imię Pelczeng Ciekji Lama. Pomdrakpa przekazał mu całe swoje urzeczywistnienie, wszystkie nauki. Jeszcze większy przekaz otrzymał Karma Pakszi w wieku dwudziestu lat od zgromadzenia wielkich mistrzów, podobnych Pomdrakpie. Następnie praktykował sześć dharm Naropy, między innymi tummo. Praktykował też mahamudrę. Będąc mistrzem w praktyce tummo wytwarzał ciepło wewnętrzne, które topiło śniegi leżące wysoko w górach. Postępy, jakie czynił Karma Pakszi i jego gorliwość, niezbędne w linii Kagju uszczęśliwiały Pomdrakpę, który przekazał mu wtedy inicjację i sadhanę /4/ obrońcy Mahakali. Od tej chwili towarzyszył mu wszędzie w swoim płaszczu. Karma Pakszi praktykował też sadhanę Tary, którą mógł widywać zawsze wtedy, gdy tylko wyrażał takie życzenie. Mógł też widzieć bardzo wielu Buddów i bóstwa, a także Czyste Krainy. Kiedy opowiadał swemu lamie o swoich czystych wizjach, ten wyjaśniał mu, że były one pierwszymi znakami na drodze do mahamudry.

Gdy praktykował w odosobnieniu medytację, w pewnej jaskini nazywanej Kuzangczen, ukazał mu się tysiącramienny Czenrezik. Z jego ciała promieniowało w dziesięciu kierunkach światło, a każdy promień wibrował dźwiękami sześciosylabowej mantry. Wibracja ta wypełniała całą przestrzeń. Czenrezik spojrzał na Karma Paksziego, ten zaś zobaczył jak niezliczone formy Czenrezika emanują z jego własnego ciała, aby potem znów zostać przezeń wchłonięte. Również inne bóstwa manifestowały się Karma Paksziemu. Znaczenia licznych tantr, zarówno tych znanych na Ziemi, jak i tych, które można poznać w Czystych Krainach, nauczyła go Dordże Phagmo. W ten właśnie sposób Karma Pakszi posiadł mistrzostwo tysiąca siedmiuset dwudziestu jeden tantr.

Mahakala Bernakcien o twarzy przenikającej niebo i ziemię obiecał, że zawsze będzie mu towarzyszył i pomagał we wszystkich jego przedsięwzięciach, nie tylko w tym życiu, ale również w przyszłych emanacjach.
Karma Pakszi praktykował tybetańską jogę lung ("wiatr", "powietrze"). Pozwalała mu ogrzewać pomieszczenia, w których przebywał, powodowała też topienie lodu. Wskutek siły jego praktyki nawet kamienie roztapiały się, a ich kolory mieszały ze sobą. Jeszcze dziś można zobaczyć te święte miejsca, gdzie wszystko to naprawdę się wydarzyło.

Karma Pakszi znajdował się na odosobnieniu we wschodnim Tybecie, w Pumri, blisko siedziby jednego z lokalnych bóstw. Przez nie został poproszony o pobłogosławienie góry Czarczok Pumri. Mimo iż proponowano mu, aby budował klasztory i wykonywał działania na rzecz Dharmy, Karma Pakszi przez jedenaście lat oddawał się medytacji. Praktykował mahamudrę i gromadził wiele zasług. Ciągłym rozwijaniem bodhicitty, jak również praktykami czterech /5/ etapów mahamudry przyciągał do siebie wiele istot. Wtedy też organizował wszystko to, co było niezbędne dla odosobnienia pięciuset uczniów. Oprócz ludzkich, również istoty poza-ludzkie stały się jego uczniami, jak na przykład bóstwa, duchy, strażnicy, którzy przybywali, aby słuchać jego nauk.

Inna forma Mahakali, Legden Nagpo ukazała mu się i zadeklarowała swoją pomoc w jego przedsięwzięciach. Po raz kolejny ukazał mu się jedenastogłowy Czenrezik, tak wielki, że wypełniał całą przestrzeń. Dał mu lung (ustny przekaz) sześciosylabowej mantry i polecił działać dla dobra wszystkich istot. Karma Pakszi zaś złożył ofiary z torm na szczycie góry Czarczok Pomri, natomiast na kryształowej chmurze ukazał mu się inny Czenrezik, mieniący się czerwienią i złotem, otoczony Dakami i Dakiniami. Powiedział Karma Paksziemu, że promienie jego współczucia docierają do wszystkich istot i że również on sam musi kontynuować tę aktywność z pomocą sześciu sylab. W związku z tym wydarzeniem Karma Pakszi ułożył komentarz do sześciosylabowej mantry Czenrezika. Oznajmił, że wszyscy ci, którzy będą czytać ten tekst, nawet jeśli nie przebudzą w sobie wiary i będą posiadać błędne poglądy, ustanowią w skutek tego dobre powiązanie z nim samym, co może stać się punktem wyjścia dla przyszłego urzeczywistnienia.

Karma Pakszi widział wiele Czystych Krain. Na wschodzie widział Czyste Krainy Buddy Medycyny, a na zachodzie Czyste Krainy Buddy Amitabhy. Udał się do nich, dzięki czemu mógł porozmawiać z Buddami. Ukazał mu się Czenrezik o tysiącu ramion i tysiącu oczu, a także Sangła Jeszie ("Sekretna Mądrość"), inna forma Czenrezika, która wypełniała całą przestrzeń swoimi niezliczonymi rękami i oczami. Przez cały czas pojawiały mu się bóstwa i Jidamy. Zobaczył też Jidama Tamdrina (Hajagriwę) i Padmasambhawę. Urzeczywistnił, że manifestacje te w swojej esencji nie są różne od niego samego.
Dzięki swoim magicznym mocom udał się do Indii, do wielkich mistrzów, u których studiował Pisma, a ściślej: dyscyplinę i logikę /6/. Rezultatem tych studiów było ułożenie "Nieograniczonego Oceanu Logiki". We wschodnim Tybecie wiele istot utwierdzało się coraz bardziej w błędnych poglądach, Karma Pakszi zaś sprowadzał je na czystą ścieżkę Dharmy.
Palden Lhamo, ochronne, żeńskie bóstwo, również przybyła do Karmapy wraz ze swą świtą. Została u niego trzy dni i powiedziała mu, aby udał się do Tsurphu, gdzie znajdzie przychylne warunki do rozwoju szerokiej aktywności dla dobra istot. Karma Pakszi odrzekł jej, że uda się tam, lecz najpierw będzie musiał przygotować się do drogi. W ten sposób przybył z Kham do Tsurphu. Wielu ludzi zaświadczało, że przez całą drogę do Tybetu Centralnego był prowadzony przez Mahakalę i inne bóstwa.
Karma Pakszi przechodził przez Lhasę, gdzie udał się do głównej świątyni, aby zobaczyć posąg Buddy Siakjamuniego, nazywany Dzioło. Kiedy kłaniał się i recytował modlitwy przed Dzioło, wiele osób ujrzało świetliste promienie emanujące z posągu i wpływające do jego ciała. Potem Karma Pakszi złożył ofiarę z warstwy złotej farby na twarzy posągu i w tym samym czasie miał wizję Hajagriwy, z którego emanowały liczne formy Guru Rinpoczego.
Pomiędzy Lhasą, a Tsurphu, w pewnym miejscu nazywanym Czara, czekało na niego wielu strażników, takich jak Mahakala, Palden Lhamo, Namre i Damcien, aby eskortować go aż do samego Tsurphu. Tam znajdował się zrujnowany mały klasztor, którego odbudowanie było pierwszym zadaniem Karma Paksziego. Palden Lhamo opuściła swoją siedzibę - korzeń pewnego szczególnego drzewa - aby pomóc Karma Paksziemu w wypełnieniu tego zadania. Przyrzekła pomagać wszystkim jego uczniom, jak również wszystkim uczniom uczniów, którzy kontynuowali jego linię i propagowali nauki tej linii.
Na górze Gampo, gdzie niegdyś żył Gampopa, Karma Pakszi miał wizję samego Gampopy, tak wielkiego jak góra. Gampopa przepowiedział mu, że jego linia i nauki rozpowszechnią się na całym świecie. Zobaczył tam również bramina indyjskiego Sarahę, otoczonego siddhami i śpiewającego pieśni mahamudry. W końcu ukazał mu się Dzietsyn Milarepa, który zwrócił się do niego, mówiąc: "Karma Pakszi, ty i ja jesteśmy w swej esencji nieoddzielni, nasze umysły są jednakowe".
W Tybecie znajduje się pewna góra nazywana Tsari (Kailaś). Jest to góra Khorlo Demczoka i tam właśnie udał się z pielgrzymką Karma Pakszi. Zobaczył wiele bóstw, które wraz z Khorlo Demczokiem deklamowały pieśni wadżry. Natomiast pewnego wieczoru, kiedy przebywał w świętej górze, z Indii przybyła Dakini i poprosiła, aby udał się z nią w drogę do Indii, by tam poprowadzić wielką ceremonię ofiarną. Wyemanował wtedy z siebie cztery formy, które udały się do Indii; aby dołączyć do zgromadzenia siddhów, którzy dopełniali tej ceremonii. W Tybecie uczniowie znaleźli go leżącego tak, jakby mu coś dolegało.

Kiedy przebywał w Tsari, inne poza-ludzkie istoty, jak również lokalne bóstwa przyrzekły pomagać mu w jego aktywności Dharmy. Pewien naga oznajmił mu : „Zapraszam cię, panie, do tego kraju stepów, który nie należy do nikogo, a który potrzebuje nauki Buddy”. A kiedy potem przemierzał rzekę Tsangpo, wiele osób widziało jak nagowie wychodzili z wody i oddawali mu hołd.
Karma Pakszi ratował życie wielu zwierzętom przeznaczonym na rzeź. Zawsze przychodziło do niego wielu uczniów, a on z tej okazji dawał im jako zadanie sprawowanie opieki nad tymi zwierzętami.
W tym samym czasie Karma Pakszi udał się w kierunku ziem północnych, nazywanych Jurpo Czangtang. Na przeszkodzie stanęła mu rzeka. Gdy poprosił jednego z podróżnych, aby pożyczył mu swojej łodzi, ten odmówił. Wówczas wszystkie istoty poza-ludzkie, jakie mu towarzyszyły, bóstwa, strażnicy, bóstwa lokalne, utworzyły nad rzeką most z tęczy, po którym Karma Pakszi i wszyscy, którzy mu towarzyszyli, mogli swobodnie przejść.
W Sangtri, na północy Jurpo Czangtang, ukazała mu się forma Buddy, emanująca promieniami słońca. Niezliczone formy Buddów i Bodhisattwów, które otaczały tę formę, nauczały Wielkiego Wozu, mahajany, a dźwięk tych nauk wypełniał całą przestrzeń. Wszystkie te pomyślne znaki dały mu pewność, że nauki linii Kagju rozprzestrzenią się w przyszłości na południe od tej krainy.
Kiedy wracał z Tsurphu, ukazał mu się Nam Tyse, galopujący na smoku, a jego świta kroczyła na niebieskich koniach. Złożył pokłon Karma Paksziemu i zaprosił go do swego pałacu, aby tam nauczał Dharmy.
W kilka miesięcy później książę cesarstwa chińskiego, mogoł Kompela, który słyszał o Karma Pakszim i jeszcze przed spotkaniem go odczuwał dla niego wielkie oddanie, poprosił go o przybycie do Chin. Również król nagów Ngak Dak poprosił go o to, twierdząc, że byłoby to bardzo pożyteczne dla wielu istot. Z drugiej strony inne bóstwa z Tybetu Centralnego nalegały, aby tam nie wyruszał i pozostał w Tybecie, który bardzo potrzebował jego dobroczynnej aktywności. Karma Pakszi odpowiedział im, że nie muszą się niepokoić, bo wkrótce wróci. Poprosił także, aby podczas jego nieobecności zaopiekowały się klasztorem oraz pomagały jego uczniom pozostającym w Tsurphu.
Karma Pakszi wyruszył do Chin i w Serte spotkał Kompelę. Książę przybył, aby go powitać. Wtedy Karma Pakszi udzielił mu Schronienia i ślubowań Bodhisattwy. Następnie razem udali się do pałacu księcia, gdzie Karma Pakszi poprzez zamanifestowanie swych cudownych mocy pozyskał dla Dharmy wiele osób. Następnie udał się do Keczor. Tam, tysiącramienny i tysiącgłowy Mandziuśri o pomarańczowej barwie przepowiedział mu, że jego dwie następne inkarnacje będą erudytami nauczającymi mahajany na całym świecie.
Książe Kompela poprosił go zdecydowanie, aby pozostał w pałacu, lecz Karma Pakszi odmówił. Dzięki swojej transcendentalnej mądrości wiedział bowiem, że jego dłuższa obecność u boku księcia wywołałyby zazdrość u dworzan, co znowu stałoby się przyczyną powstania między nimi niezgody. Książe był bardzo zawiedziony.

Karma Pakszi udał się do krainy Miniak, położonej w Chinach, gdzie wśród różnych bóstw przebywał Nam Tyse, wyrażający życzenie wybudowania w tym miejscu klasztoru. W krainie Hor Karma Pakszi musiał stawić czoła rojom nieprzejednanych pszczół, które go zaatakowały. Przybrał zatem gniewną formę i z pomocą mudry przepędził je. Miejsce to zostało więc uświęcone jego mądrością. Dzięki sile jego błogosławieństwa tubylcom nie pozostało nic innego, jak również przepędzać pszczoły, rzucając w nie grudkami ziemi.
Następnie udał się do Liczu, gdzie był narażony na działanie praktyk czarnej magii wielu heretyków, których jednak ujarzmił swoimi nadprzyrodzonymi mocami. Na prośbę lokalnego bóstwa Namla Karpo i króla krainy Hor, Mindziur Khena, reinkarnacji jednego z uczniów pierwszego Karmapy, Karma Pakszi powrócił ponownie do Hor. Gdy zbliżał się do pałacu królewskiego negatywne siły rozpętały burze i tornada. Przejawił się zatem jako Hajagriwa i przemienił błyskawice i pioruny w wodę, tak aby nikt nie został ranny. Pierwszym cudem, jakiego dokonał po przybyciu do pałacu, było zamanifestowanie się jako wspaniały, jaśniejący światłem Czenrezik. Zrodziło to u innych wielkie oddanie.
Przez wiele dni udzielał inicjacji i nauk wstępnych do mahamudry. Podczas tych inicjacji wszyscy widzieli wielkiego siddhę Sarahę, wypełniającego przestrzeń Hor w otoczeniu osiemdziesięciu czterech mahasiddhów. Potem Karma Pakszi wyjaśnił królowi rdzeń praktyki mahamudry. Król, dzięki zgromadzonej w ten sposób zasłudze uzyskał wielkie siddhi. Praktykując na ścieżce Bodhisattwy złożył w ofierze swój pałac i wszystko, co posiadał. Wówczas przestrzeń nieba rozbrzmiała hymnem pochwalnym na cześć króla. Uwolniono również wszystkich więźniów, uchwalono, że w dniu pełni księżyca będzie się zachowywać post oraz zabroniono zabijania istot w tym dniu. Inna uchwała zobowiązywała poddanych do respektowania ślubowań genjen /7/. Doskonaląc się w praktyce mahamudry, król stał się niebawem prawdziwie urzeczywistnionym.
Karma Pakszi opowiedział wtedy królowi o jego poprzednich żywotach. W jednym z nich był on okrutnym królem, żyjącym na zachodnim kontynencie Palangcze. Zniszczył tam wszystkie klasztory i pozabijał wszystkich mnichów, zabraniając jednocześnie poddanym praktykowania Dharmy. W tym samym czasie Karma Pakszi narodził się jako słoń tegoż króla. Podczas przechadzki słoń zrzucił króla na ziemię i deptał go tak długo, dopóki ten nie wyzionął ducha. Potem skierował jego świadomość do Czystej Krainy Buddy. W ten sposób król mógł się później narodzić jako uczeń pierwszego Karmapy. Ten sam król, teraźniejszy suweren Hor, który dzięki własnemu wysiłkowi i poprzez siłę swego oddania rozwijał urzeczywistnienie, nie potrzebował już Karma Paksziego. Wyzwalająca aktywność względem króla zakończyła się. Na prośbę Karma Paksziego król kazał zbudować w Kurum klasztor i stupy. Wysłał też licznych emisariuszy, którzy posiadali bogactwa, szczególnie swoich ministrów, wszędzie tam, gdzie klasztory wymagały odrestaurowania.
Wśród królów Hor był jedynym, który swoje dobra przeznaczył na rzecz Dharmy. Kiedy członkowie rodziny królewskiej wydali ucztę na jego cześć, negatywne wpływy planety Rahula /8/ zamanifestowały się w postaci strasznych form, które przeraziły współbiesiadników. Z gęstych, czarnych chmur spadł grad, którego ziarna przemieniały się w dziesięć groźnych bóstw. Przez samą recytację sylaby HUNG wzniósł się porywisty wiatr, który przegnał chmury i bóstwa.

W Hor żyło wielu erudytów znających sanskryt i logikę. Mahakala powiadomił Karma Paksziego, że rezultaty ewentualnej debaty z nimi byłyby dla niego korzystne. Karma Pakszi posłuchał go i wkrótce wszyscy ci uczeni stali się jego uczniami, co umocniło jego reputację.
W Hor było wielkie miasto o stu tysiącach karczm. Wszystkie napoje alkoholowe, jakie pił Karma Pakszi, zostały przemienione w nektar. W Indii wielcy jogini potrafią za jednym razem wypić ogromne ilości alkoholu. Jest to możliwe, ponieważ urzeczywistnili, że wszystkie zjawiska są podobne do snu i posiedli panowanie nad każdym przejawem zjawisk. Na przykład w Ladakhu pewien indyjski siddha wypił jednym haustem całe jezioro.
Podczas swojego pobytu w Liczu Karma Pakszi zobaczył Dordże Sempa, którego ciało wypełniało niebo i ziemię. Kiedy przekraczał granicę pomiędzy Miniak i Hor, zobaczył Buddę Nieograniczonego Światła, który wypełniał całą przestrzeń. W rejonie nazywanym Dzong Kar zobaczył Buddę Amoghasiddhi o ciele tak dużym, iż mogłoby wypełnić Czyste Krainy Buddy. W kraju Czakenta ukazał mu się Budda Ratnasambhawa wraz z bóstwami. Kiedyś ukazał mu się również Budda Wajroczana. Był to znak, że także on sam nie różnił się od Buddów Pięciu Rodzin.
Następnie król Hor ofiarował mu tysiąc miar srebra, dzięki którym zbudował trzy tysiące klasztorów. W Lupczen w krainie Hor, kiedy Karma Pakszi udzielał królowi inicjacji, żeńskie bóstwo Jum Czenmo, Wielka Matka Transcendentalnej Mądrości ukazała mu się w jasności, a jej ciało przenikało wszystkie sfery.
Pewnego dnia król, Karma Pakszi i wszyscy ich uczniowie przemierzali wielką pustynię i cierpieli z powodu pragnienia. Karma Pakszi wezwał wtedy króla nagów Ngak Daka, a ten natychmiast utworzył na niebie potężne chmury, które przemieniły się w deszcz. Niebawem wszyscy mogli ugasić swoje pragnienie.
Karma Pakszi udał się do Cziten w Chinach, gdzie mieszkały istoty poza-ludzkie. Przybrał gniewną formę Mandziuśriego i w ten sposób ujarzmił wszystkie negatywne siły. Pozwolił, aby w umysłach tych istot narodziła się bodhicitta i pragnienie przyjęcia Schronienia w Trzech Klejnotach.
Król poprosił go, aby pozwolił mu żyć tak długo, jak długo on sam będzie żył. Karma Pakszi jednak odmówił, gdyż wiedział, że z powodu mających nadejść zmian, istoty nie skorzystają z jego fizycznej obecności. Natomiast w przestrzeni przed sobą zobaczył galopującego na lwie Dusum Khjenpę, który powiedział mu, żeby zakończył swój pobyt w Chinach, ponieważ znajdzie tam wiele niekorzystnych zmian dla nauk Buddy. Zapowiedział więc królowi swoje odejście do Tybetu, ten zaś chciał mu ofiarować pieczęć królewską i tytuły. Karma Pakszi odrzucił jednak tę ofiarę wyjaśniając, że od czasu, kiedy zrezygnował ze światowego życia i zaczął praktykować na ścieżce Bodhisattwy, te atrybuty nie są mu już potrzebne. Gest ten jednak będzie dla króla stanowił okazję do nagromadzenia zasługi.
W drodze powrotnej do Tybetu, w Mintang, położonym jeszcze w krainie Hor, dwudziestu czterech przywódców tego regionu ofiarowało mu połać leśną i prosiło, aby się tam osiedlił. W tym właśnie momencie ukazał mu się Budda Siakjamuni, który powiedział: "Wszystkie złożone zjawiska są przemijające, w Chinach nastąpi wielki przewrót, dlatego nie zostawaj tutaj. Wiele istot ludzkich i poza-ludzkich będzie chciało ci zaszkodzić, mimo iż to im się nie uda. Twoja aktywność w służbie dla Dharmy będzie się coraz bardziej umacniać i rozwijać".

Po śmierci swego ojca książę Kompela stał się władcą Chin. Zaatakował i zwyciężył króla Hor, podbił również krainę Miniak i inne regiony. W ten sposób zapanował nie tylko w Chinach, ale również w Mongolii, skąd pochodził. Nazywano go królem Seczien.
Jedna z przyczyn owych ekspansji sięga jeszcze swymi korzeniami czasów, gdy Karma Pakszi odrzucił złożoną mu ofiarę, chcąc zatrzymać go na dłużej w Chinach. Wiadomo, że zaraz po tym zdarzeniu Karma Pakszi przebywał przez dłuższy czas w krainie Hor. Jego nienawiść miała również inną przyczynę. Kiedyś, gdy Karma Pakszi udzielał inicjacji tantrycznych królowi Mongolii, ojcu Kompeli, rozkazał, aby wszystkie przeszkadzające siły opuściły izbę. Następnie wyrecytował sylabę HUNG i moc tej mantry sprawiła, że Kompela wyleciał na zewnątrz jak kula armatnia.
Gdy Karma Pakszi znajdował się już w drodze powrotnej do Tybetu, władca zwrócił się do niego z prośbą, aby powrócił do Chin. Karma Pakszi wiedział doskonale, że była to pułapka, a powrót do Chin oznaczał pojmanie go i skazanie na męczarnie. Niemniej jednak zgodził się. I rzeczywiście, kiedy powrócił, skrępowano mu z tyłu ręce. Jednak w chwili, gdy miano go zabić, katów sparaliżowało, a broń rozleciała się na kawałki.
Kiedy żołnierze donieśli władcy, że Karma Pakszi nie jest zwykłą istotą i nie można go tak zwyczajnie zabić, ten, rozzłoszczony kazał ich wszystkich przesłuchać. Zaraz potem wysłał szesnastu innych zabójców, szczególnie zręcznych i okrutnych, grożąc im śmiercią, jeśliby przypadkiem nie udało im się go zgładzić. Oni sami natomiast dobrze wiedzieli, że nie będzie można tego dokonać zwykłą bronią.
Próbowali go więc spalić na stosie z drewna sandałowego. Przez siedem dni podtrzymywali ogień, a mimo to siódmego dnia Karma Pakszi nadal miewał się dobrze, podobnie jak bóg ognia w swoim łożu. Praktykował bowiem medytację na wodę i mentalnie substancja jego ciała stała się wodą. Ogień jednak powodował wrzenie wody do tego stopnia, że Karma Pakszi tracił już cierpliwość i myślał o opuszczeniu tego ciała i udaniu się do Czystych Krain, aby później odrodzić się ponownie. Wtedy właśnie ukazał mu się jego brat w Dharmie mówiąc: "Medytowanie na wodę nie jest zbyt dobrym pomysłem, gdyż ogień powoduje jej wrzenie. Najbardziej odpowiednia będzie medytacja na ogień i bycie samym ogniem, bowiem ogień nic już nie zrobi ogniowi".
Po pewnym czasie złoczyńcy zaniechali palenia go na stosie i postanowili utopić go w rzece, uprzednio obciążając mu ciało kamieniami. Ryby jednak zatroszczyły się o niego. Większe z nich kłaniały się przed nim i okrążały go, mniejsze, podtrzymując go, kierowały się do niego z modlitwami. Karma Pakszi udzielał rybom nauk.
Potem znów spróbowali trucizny. Kazali mu wypić pełen jej kubek, lecz dzięki swemu opanowaniu medytacji Karma Pakszi urzeczywistnił jednakowy smak wszystkich elementów. Trucizna zamiast przynieść mu zgubę poprawiła mu zdrowie, a jego ciało promieniowało bardziej niż zwykle. Podobnie jak paw, o którym powiada się w Tybecie, że im więcej spożywa trucizny tym piękniejszy się staje, jego pióra zaś nabierają blasku.
Pomyślano więc o tym, żeby zrzucić go ze skały w dół głębokiego wąwozu. Nie spadł jednak, lecz szybował w przestrzeni razem z ptakami, które oddawały mu hołd i słuchały głoszonej przez niego Dharmy.

Żołnierze wrócili do króla i oświadczyli mu: "Ten człowiek naprawdę jest niezwykły, nie ma sposobu, aby go zabić. Co mamy robić?" Król polecił zesłać go na małą chińską wysepkę, leżącą na środku oceanu, gdzie ze względu na gorąco nic nie rośnie, a za jedyny napój może służyć jedynie słona woda morska. W ten sposób musiałby umrzeć.
Zawieziono go więc na wyspę, gdzie pilnowany z dala przez żołnierzy spędził trzy lata. W celu złagodzenia klimatu nagowie postarali się o nieustanne deszcze. Wyspa zazieleniła się, a wiele roślin zaowocowało. Wtedy też wielcy strażnicy, tacy jak Bernakcien, Palden Lhamo i Damcien rozgniewali się i spowodowali bardzo ciężkie klęski żywiołowe w Chinach. Huragany zniszczyły miasta i uprawy, a góry drżały w posadach. Wiele miast strawił ogień.
W ciągu tych trzech lat Karma Pakszi udzielał nauk istotom pozaludzkim i zwierzętom, jak również rybom i ptakom. Przybywali do niego Buddowie dziesięciu kierunków, by złożyć mu hołd za to, że tak cierpliwie doświadczał wielu ciężkich prób. Wyjaśnili mu, że jego błogosławiona aktywność zaowocuje kiedyś i narodzi się z niej wielkie dobrodziejstwo dla wielu istot. Działania monarchy były wynikiem nagromadzonych wcześniej negatywnych wrażeń. Jedynie Karma Pakszi mógł wskazać mu właściwą ścieżkę, natomiast Buddowie radowali się, gdyż wiedzieli, że król wkrótce zostanie wyzwolony.
Król postanowił wysłać na wyspę posłów, którzy spodziewali się zastać Karma Paksziego głodnym lub chorym. Stwierdzili jednak, że Karma Pakszi czuł się dobrze jak nigdy dotąd, a sama wyspa stała się ziemią obfitości. W umyśle króla pojawiło się zwątpienie. Karma Pakszi nie był zapewne zwykłą istotą, a on sam na pewno nie czyni dobrze. Nie był jednak do końca przekonany i zanim upewnił się na dobre, postanowił zamknąć go na kłódkę w małej świątyni niczym w więzieniu. Żołnierze zaciągnęli wartę; przybył też sam król, aby go pilnować. Widział go jak siedzi w postawie medytacyjnej, zobaczył również Wadżrajoginię, która przybyła z Indii, przynosząc Karma Paksziemu żywność ofiarowaną przez króla Bengalu. Dakinie ze świętych miejsc w Indii, z Bodhgaja, itd.., troszczyły się o nektar, który zaspokajał jego pragnienie. Król ujrzał, że Karma Pakszi z dnia na dzień coraz bardziej promieniuje. Wielcy strażnicy Dharmy, tacy jak Nam Tyse również do niego przybywali, aby dowiedzieć się o jego zdrowie, złożyć mu hołd i ofiary.
Ostatecznie król doznał głębokich wyrzutów sumienia, otworzył żelazną klatkę, pokłonił się przed Karma Pakszim, błagając go o wybaczenie wszystkich win, jakie względem niego popełnił. Prosił go aby pozostał w Chinach i stał się jego Guru, lecz i tym razem Karma Pakszi nie przyjął jego oferty. Wyjaśnił królowi, że jak dotąd tworzył on wyłącznie negatywną karmę, zaś od teraz zaczął gromadzić karmę pozytywną - właśnie to niezmiernie go radowało. Wyraził życzenie, aby jego ufność w Trzy Klejnoty wzmacniała się coraz bardziej, by wzrastały również jego błogosławione działania, aby w ten sposób, praktykując na ścieżce Dharmy uzyskał ostateczny owoc, jakim jest Wyzwolenie.
Przez cały tydzień cesarz Chin składał Karma Paksziemu ofiary, poświęcając na nie zawartość swego królewskiego skarbca. Potem Karma Paksziemu ukazała się gigantyczna postać Buddy Siakjamuniego, który przepowiedział mu, że jeśli przystąpiono by do budowy posągu jego ciała w Tsurphu, pozwoliłoby to w przyszłości na rozprzestrzenienie się nauk i stałoby się źródłem dobrodziejstw dla wielu istot na ziemi. Obrońcy i strażnicy Dharmy przysięgli dopomóc mu w zrealizowaniu tej budowy.

Zaraz potem Karma Pakszi wysłał swego głównego ucznia Dengoma z końmi objuczonymi złotem i srebrem oraz z posłaniem do rzeźbiarza Paksziego. W posłaniu tym objaśnił, że posąg ma być tak wysoki, aby można go było zobaczyć z przełęczy Damciok Sela, położonej o kilka mil od Tsurphu. W ten sposób mógłby go zobaczyć wracając z Chin. Karma Pakszi przebywał jeszcze jakiś czas z cesarzem.
Podróż powrotna do Tybetu trwała osiem lat, gdyż stale rozwijał swą aktywność w Dharmie, nauczając i przebywając na odosobnieniach. Opuszczając Chiny, doszedł najpierw do Umczikar, gdzie epidemia dziesiątkowała ludzi. Odprawiając rytuały Sangje Menla zahamował epidemię i nikt już z jej powodu nie umierał. Zanim opuścił to miejsce, spluwał do rzek, potoków, kałuż, stawów, jakie tylko napotykał na swojej drodze rzucając weń małe ziarenka podobne do ryżu, tak aby wody te nabrały właściwości leczniczych. Ludzie, którzy go spotykali coraz bardziej wierzyli w jego moc. Wyrazem ich głębokiej wrażliwości był fakt, że oddawali mu własne dobra.
W Sinkumka poza-ludzkie siły wrogie Dharmie próbowały przerazić go, przybierając groźne formy. Wywołały burze o niezwykłej sile i tornada tak potężne, że porywały nawet wielkie skały. Silne wiatry przestraszyły konie, tak że jeźdźcy obawiali się zrzucenia na ziemię. Karma Pakszi jako Hajagriwa o dziewięciu głowach i dziesięciu ramionach szeroki jak przestrzeń nieba, podeptał wszystkie te negatywne siły. Imię "Tamdrin" /skr. Hajagriwa/ oznacza "Bóstwo o końskiej głowie"; jego przerażające rżenie wpędziło w nieświadomość siły poza-ludzkie. Kiedy istoty te odzyskały świadomość, ze złożonymi rękami błagały go o łaskę i przyrzekały pomagać w głoszeniu Dharmy. W odpowiedzi, trzymający je pod nogą Karma Pakszi zwolnił uścisk i udzielił im ślubowań Schronienia. Nauczał je również bodhicitty, czyniąc z nich obrońców Dharmy.
Karma Pakszi pozostał przez dłuższy czas na granicy Chin i Tybetu. Tam też gromadzili się ludzie przybywający z Hor, Miniak, Jugur, czy też z samych Chin. W Jugur wiele klasztorów było zrujnowanych, ale nie było mowy o ich odrestaurowaniu ze względu na brak pieniędzy. Wówczas Karma Pakszi przeznaczył na odbudowę bogactwa i ofiary, jakie przywiózł z Chin. Pomagał także mnichom, chorym, cierpiącym głód i chłód.
Na wschodniej granicy Tybetu, pomiędzy Chinami, a Kham znajdowała się błogosławiona przez Buddę Siakjamuniego góra nosząca nazwę Kampo Nenang. Była ona rezydencją bóstwa Karpo Dordże Paltsek, znanego z tego, że otrzymało ono nauki od pięciu Buddów: Korładzi, Suma, Sertu, Siakjamuniego i piątego, który nie został rozpoznany jako historyczny Budda. Rytuał tego bóstwa jest codziennie odprawiany w Świątyni Obrońców w Rumtek.
Karma Pakszi udał się do Kampo Nenang, gdzie nauczał Dharmy. Khenpo Dordże Paltsek polecił mu wybudowanie posągu Maitrei. W tym właśnie miejscu znajdował się klasztor Karma Gen, w którym Karma Pakszi kazał zbudować trzy wielkie posągi Buddy przeszłości Dipankary, Buddy teraźniejszości Siakjamuniego i Buddy przyszłości Maitrei.
W chwili gdy budowa tych trzech posągów została zakończona, uczeń, którego Karma Pakszi wysłał do Chin z wyjaśnieniami dotyczącymi budowy wielkiego posągu Buddy Siakjamuniego, ukończył praca nad świątynią. Z kolei rzeźbiarz Pakszi ukończył odlew posągu Siakjamuniego. Wtedy Karma Pakszi powrócił do Tsurphu. Na drodze znalazł złoty dach, skradziony pewnemu klasztorowi przez jakiegoś króla, który porzucił go, ścigany przez obrońców złupionego klasztoru. Dzięki swej duchowej mocy Karma Pakszi, który nie obawiał się obrońców klasztoru, zrobił użytek z tego dachu i wysłał go drogą powietrzną do Tsurphu. Dach ten miał tam przykryć świątynię zbudowaną przez jego ucznia.
Gdy osiągnął przełęcz Damcziok Sela, przywódcy różnych regionów przybywali na spotkanie z nim, niosąc zgodnie z tybetańskim obyczajem kataki i herbatę. Karma Pakszi przekazał im nauki i odprawił ceremonię Czarnej Korony. Przypomniał też wtedy jej historię. W Tybecie nie było wtedy równie Wielkiego Urzeczywistnionego, który podobnie jak on czyniłby bez przerwy tak wielkie cuda. Wtedy właśnie stał się znany jako Wielki Siddha Karma Pakszi.
Karma Pakszi opowiadał, że przypomina sobie swoje poprzednie inkarnacje, kiedy to był zwykłą istotą, nieznający prawdy, nie mający świadomości, jakie są naprawdę rzeczy, będąc zniewolony przez niewiedzę, całkowicie poddany egoistycznemu pożądaniu, które powodowało negatywne działania i gromadzenie negatywnej karmy. W związku z tym musiał wiele razy doświadczać bolesnych stanów egzystencji, takich jak piekła. Przypominał sobie jednak również i stany egzystencji doświadczane w związku z nagromadzeniem pozytywnej karmy światowej, jak i szczęście, którego zaznał będąc bogiem lub półbogiem. Przypominał sobie cierpienia wędrówki, pełnej narodzin i śmierci, obumieranie girland kwiatów, kiedy warunkująca te egzystencje zasługa wyczerpywała się. Pamiętał więc każde życie, ale nie widział potrzeby, dla której należałoby o tym opowiadać. Nie przyczyniłoby się to ani do powiększenia zasługi, ani do rozwijania cnoty.
Przypominał sobie, że w swoich poprzednich żywotach pobierał nauki u mistrzów uczących błędnych systemów, sprzecznych światopoglądów, praktykujących błędne medytacje, których rezultatem była utrata energii. Praktykował nauki bazujące na wchłonięciu medytacyjnym i doświadczał w ten sposób stanu bogów foremnych i bezforemnych. Podczas wielu żywotów podążał ścieżką Śrawaków i następnie osiągnął stan Arhata, w którym pozostał 10 000 kalp. W końcu wkroczył na ścieżkę Bodhisattwy i rozwijał motywację, która pragnie, aby wszystkie istoty zostały uwolnione od cierpienia.
Następnie narodził się w leżącej na wschodzie Czystej Krainie Bendurja Szing, w Ziemi Lapis Lazuli jako mnich porządkowy i w ten sposób pracował dla dobra wszystkich istot. Potem, z tą samą motywacją narodził się na subkontynencie Arita, w pobliżu Palangcze. W tym samym czasie Dzie Gampopa odrodził się jako wielki jogin Surataśri. Od niego właśnie otrzymał wiele nauk, a w szczególności nauki na temat praktyki bodhicitty i ślubowań Bodhisattwy. Praktykując ścieżkę Bodhisattwy przypominał sobie, że musi pomagać wielu istotom.
W Suratati, pomiędzy Indiami, a krainą Orgjen narodził się jako syn kowala. Nie podążając za naukami żadnego mistrza potrafił w spontaniczny sposób urzeczywistnić medytacje wadżrajany i w ten sposób pomagać licznym istotom.
Powtórnie narodził się na kontynencie Palancze. Żył tam wtedy mnich Gelong Dharma Atika, jedna z poprzednich inkarnacji wielkiego jogina Tilopy, od którego otrzymał wiele nauk, pozwalających mu pracować dla dobra wszystkich istot. Tak jak w Chinach, tak i w Palancze żył okrutny król imieniem Damaśila, który był bardzo wrogo nastawiony do Dharmy. Zabijał wielu mnichów, burzył świątynie i wyrządzał wiele zła licznym istotom. Aby ujarzmić tego króla Karma Pakszi narodził się jako jego ulubiony słoń i podczas jednej z wojennych wypraw zrzucił go na ziemię i podeptał. To była ostatnia "negatywna inkarnacja" tego króla, który dzięki błogosławieństwu Karma Paksziego narodził się jako uczeń pierwszego Karmapy, aby potem odrodzić się jako suweren Hor.

We wschodnich Indiach Karma Pakszi narodził się jako król Kalingi, Dałe Namnen. Dakpo Rinpocze, czyli Gampopa był wtedy wielkim mistrzem o imieniu Sangje Jeszie, a guru tego mistrza był jogin Awadhuti, jedna z poprzednich inkarnacji Milarepy. W kraju tym wznosiła się wielka stupa. Pewnego dnia okrążał ją król, kiedy pochodzący z nieba głos oświadczył, że przez samo okrążanie stupy nie otrzyma on wielu siddhi (wielkich mocy). Lepiej byłoby, żeby powrócił do siebie i rozszerzył swoją aktywność. Po powrocie do królestwa wzniósł liczne świątynie i stupy, nakazał budować posągi, założył sanghę uznawaną przez wszystkie klasztory i praktykował szczodrość. Potem powrócił do tej samej stupy i kiedy ją okrążał, otrzymał siddhi. Dwa psy, które towarzyszyły mu w okrążaniu stupy otrzymały także wielkie moce na miarę ich poziomu i modliły się o odrodzenie w Czystej Krainie Orgjen jako dwie Dakinie. Wielu spośród tych, którzy otaczali króla i mieli z nim styczność, modliło się o to, by narodzić się w Tybecie jako uczniowie pierwszego Karmapy.
W Lunapo, na wschodnim kontynencie żył król o imieniu Gjalła Zangpo. Karma Pakszi myślał najpierw o narodzeniu się jako syn tego króla, lecz w razie jego śmierci musiałby się stać jego sukcesorem i w wyniku rządzenia nagromadzić wiele negatywnej karmy. Modlił się więc o to, aby odrodzić się jako jego córka. W tym czasie Gampopa był mnichem o imieniu Dharma Siddhi. Księżniczka przyjęła u tego mnicha ślubowania Bodhisattwy i otrzymała imię Siekje Ciangciub. Zostawszy uczennicą Dharma Siddhi uczyniła wiele ofiar, praktykowała szczodrość, skierowała ku Dharmie umysły swych rodziców. W ten sposób wszystkie prawa tego kraju pozostawały w harmonii z Dharmą. Karma Pakszi opowiadał, że ci wszyscy, którzy pomagali księżniczce, odrodzili się jako uczniowie pierwszego i drugiego Karmapy, a więc Karma Paksziego.
Potem narodził się w zachodnich Indiach, w krainie Orgjen, jako uczeń Tilopy. Był znany pod imieniem Śiladendi i wiódł życie na medytacji i udzielaniu nauk dzikim zwierzętom. Wszystkie te zwierzęta otrzymały siddhi na miarę swego poziomu, aby potem odrodzić się jako uczniowie Karmapy i przystąpić do realizacji mahamudry.
Następnie, w zachodnich Indiach, w mieście Kartika, Pradżniaśila narodził się jako syn Dharmasiddhi i Mahapradżni. W tym czasie Gampopa narodził się jako wielki lama Sziłekosza. Żył wówczas również wielki erudyta, znający wszystkie systemy filozoficzne i krytykujący system buddyjski. Ów erudyta po rozmowie z Sziłekoszą stwierdził, że został przezeń pokonany. Sam został uczniem Sziłekoszy i rozwinął w sobie ufność dla Dharmy. Był znany pod imieniem Dharmaragaszi. Dzięki swoim tajemnym mocom Pradżniaśila nawrócił na buddyzm wszystkich mieszkańców tego kraju.
W Te, położonym na zachód od Tybetu, Karma Pakszi narodził się jako bhikszu (gelong) Lodro Szisza i pracował dla dobra wielu istot. Ten mnich po swojej śmierci narodził się w jednym ze światów wschodniego kontynentu. Na tej szlachetnej ziemi Czenrezik czynił istotom dobro i przykazał mnichowi pracować dla wszystkich istot na ziemi Dżambudwipa i przez wiele inkarnacji nauczać ich Dharmy.
Potem, w jednym ze światów na wschodzie Karma Pakszi wstąpił w ciało króla, którego świadomość nie udała się jeszcze do Czystej Krainy. Na wewnętrznym i tajemnym poziomie był siddhą, a na zewnątrz jawił się jako wielki król. W ten sposób król powiadomił lud o nowych prawach, pozostających w zgodzie z Dharmą i wprowadził wiele istot na ścieżkę wyzwolenia. Ministrowie myśleli, że król nagle się odmienił, ale nie podejrzewali, że inna istota mogła zamieszkać w jego ciele.
Na małym kontynencie Ratnapolis, w pobliżu południowego kontynentu leżało miasto Radżaphala. Karma Pakszi narodził się tam jako syn Dharmagupty i Sumati i otrzymał imię Suaketi. Niezrównany Dakpo, wielki Gampopa narodził się jako wielki mistrz Śrigupta. Supaketi otrzymał od Śrigupty pełen przekaz nauk oraz imię Ratnaśila. Śrigupta przekazał mu nauki o sadhanie Dordże Sempa i o Tarze. Dzięki praktyce medytacyjnej Tary otrzymał siddhi długiego życia, przeżywając 164 lata. Wielu uczniów Ratnaśili odradzało się następnie jako praktykujący w szkole Kagju.
Kiedy Budda Siakjamuni był jeszcze fizycznie obecny pośród istot, Karma Pakszi narodził się jako król, który oddał Buddzie wszystko to, co posiadał, całe swoje królestwo. Złożył też mnisie ślubowania. Dzięki temu zgromadził bardzo wielką zasługę, co w przyszłych żywotach owocowało posiadaniem wszystkich rzeczy materialnych, jakie są niezbędne do praktykowania Dharmy. Karmapa otrzymywał i zawsze będzie otrzymywał to, co jest mu niezbędne dla utrzymywania Dharmy. Na poziomie materialnym nigdy nie miał problemów, ani w Chinach, ani w Indii, czy w Tybecie.
Za życia wielkiego erudyty Nagardżuny, Karma Pakszi narodził się jako gelong Lodre Jenten. Praktykował medytację Czenrezika, dopóki jej nie urzeczywistnił i dzięki wielkim siddhi, jakie wyniósł z tej praktyki, miał zdolność wprowadzania na ścieżkę Dharmy wszystkich otaczających go istot. Czynił to, recytując sześciosylabową mantrę.
Potem odrodził się w północnym królestwie jako syn króla Jakszów. Książe ten otrzymał nauki wadżrajany bezpośrednio od Wadżrapaniego i dzięki praktykowaniu tych nauk mógł doprowadzić wielu Jakszów do stanu Dordże Czanga.
Potem urodził się w Śri Lance, gdzie nosił imię Wadżraśri. Był bratankiem króla. Jest powiedziane, że ukazał mu się Budda Dordże Sempa, aby bezpośrednio nauczać go wadżrajany. Dzięki swojej praktyce Wadżraśri mógł wprowadzić na ścieżkę wiele istot, które zamieszkiwały Śri Lankę.
Po przybyciu do Damciok Sela, Karma Pakszi nie zobaczył szczytu posągu Buddy, którego zbudowanie polecił Paksziemu. Może budowa nie została jeszcze ukończona? Kontynuując drogę Karma Pakszi przekroczył dwie przełęcze: Namla i Tinla. Ale i stamtąd nie mógł dojrzeć szczytu posągu. Niezadowolony pomyślał, że nie został on nawet zaczęty. Po dotarciu do Tsurphu skarcił ludzi, że nie zbudowali świątyni i potężnego posągu, które polecił wykonać. Wysłany do Tsurphu uczeń napomniał rzeźbiarza Paksziego. Ten prosił o wybaczenie, mówiąc te oto słowa: "Jesteś, panie, wielkim joginem, mahasiddhą, lecz my, zwykłe istoty, nie mogliśmy zrobić tego, co nam poleciłeś, ponieważ miejsce, panie, które wybrałeś na posąg i świątynię, jest zbyt małe".
Wtedy Karma Pakszi zapytał rzeźbiarza, czy nie byłoby możliwe zbudowanie jeszcze wyższego i większego posągu. "To niemożliwe", odrzekł Pakszi. Zasugerował jednak wyrzeźbienie posągów Pięciu Rodzin Buddów, a z resztek materiału zrobienie dużego posągu Buddy. Ta myśl spodobała się Karma Paksziemu, który dodał, że z powodu usłyszanej wymówki nie muszą się zniechęcać, ani rozczarowywać. Polecając im zbudowanie tak wielkiego posągu, aby można go było zobaczyć aż z Damcziok Sela wiedział jednocześnie, że jest to niemożliwe. Zrobił to w tym celu, aby nie powiększali swej dumy. Gdyby mogli zrobić to, co im polecił, nagromadzona przez nich zasługa byłaby - jako skażona dumą - nieczysta.

Z pozostałego materiału można było wyrzeźbić dużo wielkich posągów Maitrei, Czenrezika i Pięciu Buddów. Następnie zajęto się wypełnianiem posągów relikwiami. Do głowy wielkiego posągu Buddy włożono jedną miarkę tybetańską (około 1 kg) relikwii Buddy Siakjamuniego. Relikwie te są w rzeczywistości białymi, bardzo świecącymi perełkami, tworzącymi się spontanicznie po śmierci ciała i kości wielkich lamów.
Na poziomie serca posągu ułożono serce, język i oczy wielkiego i świętego Gampopy. Do posągu włożono także zęby Arhata Nima Kumpa, jednego z regentów Dharmy Buddy. W godzinę śmierci Budda mianował swoim regentem Kaśjapę. Po nim regentem został Ananda, a następnie Nima Kumpa. Do posągu włożono również miseczkę i pałkę mnicha Śariputry oraz 150 tomów Kandziuru, spisanych złotymi i srebrnymi literami na ciemnoniebieskim papierze.
Na poziomie gardła posągu ułożono białą muszlę, używaną przez boskiego króla Gesara z Ling, którą można było wszędzie usłyszeć. Do korpusu włożono lwie skóry, pochodzące od Pala Sangje, jednego ze szczególnie odważnych asystentów Gesara z Ling, który w walce wręcz zabił lwa. Skóra ta symbolizuje cztery rodzaje nieobecności lęku, a więc naukę Buddy, która jest wolna od tego pomieszania.
Następnie do każdego z palców i kciuków posągu włożono 150 tomów Kandziuru. W ten sposób posąg został całkowicie wypełniony. Artysta był jednak bardzo zmartwiony, ponieważ posąg przechylał się nieco w lewą stronę. Było to spowodowane pomyłką w proporcjach przy wykonywaniu tułowia. "Nie niepokój się - powiedział Karma Pakszi - Jestem joginem, który w doskonały sposób włada energiami. Trzeba będzie zlikwidować tę wadę". Usiadł na wprost posągu w pozycji lotosu, nieco pochylony w lewo, tak jak posąg. Medytując na lung, bardzo powoli prostował się, przechylając ciało w prawo, a posąg podążał za nim z wielkim łoskotem prostowanego metalu. Kiedy posąg osiągnął pionową postawę, artysta zaczął krzyczeć: "Zatrzymaj, panie, zatrzymaj!” Po czym Karma Pakszi wstał i śmiał się zadowolony i dumny.
Powoli zbliżała się ceremonia poświęcenia Rabne, dokonywana po to, by posąg mógł pozostać nietknięty przez kalpy. Karma Pakszi pragnął zaprosić na tę ceremonię Buddę Maitreję z jego Raju Tuszita. Poprosił więc ludzi z Tsurphu o wybudowanie wielkiego kamiennego tronu. Nad nim zawieszono wielki baldachim, a wokół rozwieszono chorągwie z jedwabiu i brokatu. Obok tronu stał sam Karma Pakszi i trzymając kadzidło, czekał na przyjście Buddy Maitrei. Wielu ludzi, zwłaszcza ci, którzy byli karmicznie czyści, widziało Buddę Maitreję siedzącego na tronie. Był tak potężny jak dolina Uri, leżąca na prawo od klasztoru w Tsurphu. Niektórzy widzieli tylko jego szaty opadające na tron. Jeszcze inni widzieli samego Karma Paksziego siedzącego na tronie, wielkiego jak posąg, otoczonego niezliczonymi, małymi formami niego samego. To była czysta wizja tych, którzy byli już oczyszczeni. Zwykli ludzie widzieli natomiast trzech Karma Pakszich, z których pierwszy prowadził ceremonię poświęcenia, drugi czynił ofiary przed posągiem, a trzeci udzielał nauk wielkiemu tłumowi, zgromadzonemu dosyć daleko od Tsurphu. Całą dolinę wypełniał słodki zapach kadzideł, a boskie istoty powodowały deszcze kwiatów, padające przez cały miesiąc.
Posąg otrzymał imię Szlachetnego i Wielkiego Bóstwa Ozdabiającego Dzambuling. W tej samej świątyni stała również stupa zawierająca serce, język i oczy Dusum Khjenpy, pierwszego Karmapy. W swojej biografii Karma Pakszi ujawnił, że to Szlachetne i Wielkie Bóstwo Ozdoba Dzambuling było zbudowane w niezwykły sposób, wymykający się zwykłemu rozumowaniu, że posąg ten był błogosławiony przez wszystkich Buddów i Bodhisattwów wszystkich kierunków i że został wzniesiony z pomocą Strażników i Dakiń.
Wskutek negatywnego wpływu lokalnych bóstw światowych, które były wrogo nastawione do Dharmy i zazdrosne o to wielkie dzieło, w Tybecie wybuchały epidemie, a pomiędzy ludźmi szerzyła się niezgoda. Karma Pakszi medytował na formę Hajagriwy i przemienił się w gniewne bóstwo. Wchłonął wszystkie negatywne energie, uspokajając wszystko, przemienił złe duchy, szkodliwych bogów i wprowadził ich na ścieżkę Dharmy. Po medytacji, podczas której wizualizował przed sobą oraz jako samego siebie Hajagriwę, Karma Pakszi wchłonął wizualizację Hajagriwy i dwóch bóstw, które mu towarzyszyły w grocie znajdującej się za klasztorem w Tsurphu. To właśnie dlatego jeszcze dzisiaj można zobaczyć w tej grocie Rang Dziung spontaniczną manifestację Hajagriwy i bóstw, a nawet płomienie otaczające Hajagriwę.
Karma Pakszi, pozostając przez cały czas w medytacyjnym wchłonięciu przypominał wadżrę. Błogosławił całą przyrodę wokół Tsurphu, ziemię, wodę i skały. Oświadczył, że wszystkie istoty ludzkie i zwierzęta, jakie znajdowały się w Tsurphu lub piły wodę płynącą przez Tsurphu, osiągnął dzięki temu Oświecenie i będą chronione przed niższymi narodzinami. Nawet ci, którzy popełnili bardzo negatywne czyny, ujrzą, że siła ich negatywnej karmy zmniejszy się, a karmiczne rezultaty tych czynów wyczerpią się w wyższych światach, w inkarnacjach ludzkich lub boskich, a nie w piekłach. Karma Pakszi tłumaczył również, że nawet ci, którzy nie odwiedzili Tsurphu, ale cieszyli się z budowy stup i posągów, znajdą się na ścieżce do Wyzwolenia. Radość oczyści ich negatywną karmę, tak że w przyszłych żywotach będą przez cały czas uczniami Buddy. W ten sposób zapalą płomień Oświecenia. Cóż zatem mówić o pozytywnej karmie nagromadzonej przez tych, którzy przybywali do Tsurphu i składali tam ofiary!
Po ceremonii poświęcenia Karma Pakszi położył swoje dordże na głowach strażników Palden Lhamo i Gynpo Damcien, aby chronili posąg od zniszczenia. Śmiejąc się przepowiedział, że w przyszłości ludzie mówiący różnymi językami, słysząc o Tsurphu i posągu złożą ręce, wypełnieni szacunkiem. Swą radość i satysfakcję Karma Pakszi wyraził w ten sposób: "Teraz wypełniła się moja aktywność dla dobra wszystkich istot, tak licznych jak pyłki kurzu i ziarenka piasku". Przyrzekł również, że odtąd będzie się odradzał póty, póki samsara nie opustoszeje zupełnie.
Karma Pakszi widząc, ze Gjalła Gjamtso wypełnił całą przestrzeń wokół Bumthang, kazał zbudować świątynię z posągiem Wielkiego Współczującego w formie Gjalła Gjamtso. Wprowadził również praktykę Gjalła Gjamtso oraz recytację jego dziesięciosylabowej mantry. Przygotował grunt dla tych, którzy chcieli praktykować na odosobnieniu dla całej sanghi Tsurphu, jak i dla innych. W ten sposób wielu mnichów nie musiało się troszczyć o niezbędne na takim odosobnieniu rzeczy materialne.
Karma Pakszi zapewnił, że Czenrezik i wszystkie istoty są na ostatecznym poziomie tym samym. Jedyna różnica pomiędzy nimi polega na tym, że jedne są pomieszane, a inne nie. Powiedział również, że we wszystkich poprzednich żywotach właśnie Czenrezik był jego Jidamem.
Liczba klasztorów odbudowanych przez Karma Paksziego dzięki bogactwom otrzymanym z Chin, jak i tych, które zostały zbudowane w Tybecie, Chinach, Hor, Miniak, Jugur, itd., przekraczała osiem tysięcy. Karma Pakszi powiedział także, że wyzwoleni będą nie tylko ci, którzy ustanawiali z nim pozytywne związki w Dharmie, ufając mu, studiując teksty, budując klasztory, umacniając wspólnoty sanghi, ale również i ci, którzy mieli doń negatywne nastawienie, posiadając złe intencje, hołubiąc negatywne myśli i uważając, że jest on zły.
Karma Pakszi żył 74 lata, a miał 70 w chwili, kiedy to zdarzenie miało miejsce. Ponieważ za swego życia osiągnął realizację Transcendentalnej Mądrości wszystkich Buddów Trzech Czasów, układane przez niego teksty przypominają Sutry, bezpośrednie nauki Buddy, jego umysł bowiem nie był różny od umysłu Buddów. Karma Pakszi oznajmił, że za wyjątkiem Buddy nikt nie jest w stanie opowiedzieć o swoim życiu takim, jakie ono było.
Pewnego razu żył sobie wielki lama Sakjapa Drogen Sogjal Tharpa, pierwszy Sakja Tridzin, który królował w Tybecie. Miał on 43 lata, zaś Karma Pakszi 72. Lama ten słyszał wiele o Karma Pakszim i bardzo pragnął się z nim spotkać. Przybył zatem do Tsurphu. Pokłonił się przed Karma Pakszim, który z kolei odwzajemnił mu pokłon. Drogen Sogjal Tharpa rozwijał coraz więcej oddania dla Karma Paksziego i poprosił go o nauki na temat mahajany. Karma Pakszi zaśpiewał pieśń o ostatecznej naturze umysłu, po czym lama powrócił do swego pałacu.
Pewnego dnia Karma Paksziemu ukazał się Khorlo Demczog, tak wielki, że wypełniał wszystkie światy, zarówno Czyste Pola Buddów, jak i nieczyste pola zwykłych istot. Jidam powiedział mu, żeby zaczął nauczać Tantr Sekretnej Mantry tych uczniów, którzy będą zdolni pojąć te nauki ponieważ przyniosą im pożytek, płynący ze zrealizowania przez niego tych nauk na poziomie ostatecznym.
Karma Pakszi ujrzał także Dordże Czanga i wszystkich siddhów linii Kagju, którzy szeptali mu słowo "mahamudra". Wtedy zresztą nie miał już zbyt wiele czasu, by udać się w podróż. Od tego momentu jego aktywność musiała maleć.
Karma Pakszi zakończył swoje podróże i pozostał w Tsurphu. Nauczał wielu ludzi, stosownie do ich zdolności. Jednych nauczał etyki mnisiej, innych etyki Bodhisattwów. Wprowadził kompletne studia Trzech Praktyk (najwyższej etyki, najwyższej medytacji i najwyższej mądrości) oraz praktykę ciągłych odosobnień.
Pewnego dnia Karma Pakszi ujrzał Dordże Czanga w otoczeniu wszystkich Jidamów, z ciał których emanowało niebiańskie światło. Powiedziano mu wtedy, że w jego linii pojawiać się będzie ciągła sukcesja urzeczywistnionych istot. Nieco później Karma Pakszi zobaczył we śnie jogina w białej szacie, pijącego z czaszki nektar. Myślał, że jest to Indrabodhi, ale jogin powiedział mu, że jest Sarahą i zaintonował pieśń:
„Ode mnie pochodzą wszyscy siddhowie.
Również i w przyszłości wszyscy jogini
Będą pochodzić ode mnie”.

Saraha wylał resztę nektaru w przestrzeń, tak że każda rozpryśnięta jego kropla stała się joginem. Karma Pakszi, który również trzymał w swoich rękach kapalę, recytując pewne sanskryckie dźwięki, rozlał swój nektar tak, że każda wylana w przestrzeń kropla zamieniała się w Daków i Dakinie. To był sen, lecz Karma Pakszi nie obudził się i nadal tworzył emanacje w całej otaczającej go przestrzeni.

Karma Pakszi miał też inny sen, w którym ukazał mu się Pan "Dzie" Gampopa, wypełniający całą przestrzeń. Gampopa wskazał palcem dziesięć kierunków i trzy czasy. Karma Pakszi ujrzał również wiele klasztorów. Budząc się zrozumiał, że Gampopa chciał mu przez to powiedzieć, iż siedziby jego tradycji Kagju rozprzestrzeniły się w dziesięciu kierunkach.
Istniał niegdyś klasztor o nazwie Teczie, wzniesiony przez Dusum Khjenpę, który zniszczyli wrogowie Dharmy. Przed sobą Karma Pakszi ujrzał strażnika Bernagcziena, a jego konie swoimi cielskami wypełniały całą przestrzeń. Zasugerował mu odbudowanie tego klasztoru. Mahakala natomiast odpowiedział mu tą właśnie pieśnią:
„Nauki Buddów
Będą się rozwijać
I rozpowszechniać...”
Prorokował, że w jego linii Dharmy zostanie założonych wiele klasztorów. Mahakala przyrzekł mu pomagać w jego działaniach, a także troszczyć się o podpory Ciała, Mowy i Umysłu Buddy, jakimi są: wielki posąg w Tsurphu, czy klasztory założone przez Karma Paksziego. Przyrzekł mu również, że będzie nieodłącznym obrońcą wszelkich jego działań. Powiedział, że nie będzie się przejawiał wyłącznie jako Karmapa, lecz że będzie miał jeszcze wiele innych dobrowolnych inkarnacji, nie uwarunkowanych przez wiatr karmy. Obiecał mu pomagać w odradzaniu się w trzech sferach (pragnienia, foremnej i bezforemnej) dla dobra istot. Zapewnił go również, że jego pomoc nie ograniczy się do tego jednego życia, ale że będzie mu towarzyszyć we wszystkich przyszłych emanacjach. Z kolei, we wszystkich swoich pieśniach Karma Pakszi wyrażał chęć przejścia w stan nirwany. Robił to stopniowo, tak aby nie niepokoić swych uczniów.
Pewien jogin, Drubcien Urgjenpa, jeden z dzierżawców linii Kagju przebywał w Tybecie Centralnym, gdzie nauczał i udzielał inicjacji. Region ten nawiedziła tak wielka susza, że nie wyrosło nawet najmniejsze źdźbło trawy. Urgjenpa sprowadził deszcz i rośliny zaczęły na nowo rosnąć. Pewnego dnia, przemierzając drogę w kierunku Simala, Urgjenpa zapragnął nagle spotkać wielkiego siddhę Karma Paksziego. Razem z mnichami udał się do Tsurphu. Dzięki swym nadzwyczajnym mocom Karma Pakszi dowiedział się, że do Tsurphu przybędzie wielki jogin Urgjenpa. Kazał więc wszystkim mieszkańcom wstać wcześniej niż zwykle. W zimowej porze, w związku z dużą ilością śniegu ludzie nie mieli zwyczaju wczesnego wstawania, a przecież wtedy, wyjątkowo, musieli godnie podjąć słynnego jogina, zresztą na prośbę samego Karma Paksziego.
Sam Urgjenpa dzięki swojej transcendentalnej świadomości również dowiedział się o tym, że jego wizyta już teraz absorbuje mieszkańców Tsurphu. Dał znak swoim uczniom, aby nieco zwolnili tempo marszruty. Jednego dnia zatrzymał się tylko po to, aby w Tsurphu miano czas na ukończenie przygotowań.
Przybywszy do Urigan, leżącym w pobliżu Tsurphu, Urgjenpa, chcąc poznać nadprzyrodzone moce Karma Paksziego udał się do niego nocą. Karma Pakszi oczywiście wiedział o tym i trzymał swoich ludzi w pogotowiu, z gorącą herbatą, aby ugościć Urgjenpę o trzeciej nad ranem. Miejscem ich spotkania był tron przygotowany na zejście Maitrei, nad którym wznosił się duży namiot.

Już wcześniej Urgjenpa miał wrażenie, że jego transcendentalna świadomość jest taka sama jak Karma Paksziego. Gdy weszli pod namiot Karmapakszi stwierdził, że chętnie pokazałby mu na powitanie kilka cudów. Na samym początku Karma Pakszi dzięki praktyce medytacji lung uniósł się w powietrze wraz ze wszystkimi uczniami Urgjenpy, a potem opuścił ich na ziemię jak małe piłeczki.
Jednak Urgjenpa, którego nazywano "kedziuk" ("uczony i urzeczywistniony") wciąż jeszcze miał w sobie odrobinę dumy. Wtedy Karma Pakszi poprosił go, aby zaśpiewał pieśń wadżry, którą Urgjenpa śpiewał w grocie Assura, w Nepalu. W ten sposób definitywnie położył kres dumie Urgjenpy, który dobrze wiedział, że jeśli Karma Pakszi słyszał w ogóle tę pieśń, to tylko dzięki swej transcendentalnej świadomości, bowiem wtedy nikogo oprócz niego samego nie było w grocie, więc nikt nie mógł go o tym powiadomić.
Zwrócił się również do Urgjenpy mówiąc, że wiedział, iż ten chciał się udać do Simili, lecz mocą swojej bodhicitty zawrócił go z drogi i przywiódł tutaj. Oświadczył, że bezzwłocznie udzieli mu inicjacji Gjalła Gjamtso. Biorąc w dłoń wielki półmisek, wypełnił go jęczmieniem, położył na głowie Urgjenpy, a podczas inicjacji mieszał zawartość pękiem rózg.
Urgjenpa pozostał jeszcze z Karma Pakszim przez trzy dni, podczas których otrzymał odeń wiele nauk, inicjacji i pouczeń. Urgjenpa zostanie zresztą dzierżawcą linii Drukpa Kagju. Poprosił również Karma Paksziego o to, by mógł jeszcze długo pracować na tej ziemi dla dobra istot. W odpowiedzi Karma Pakszi powiedział, że w niedalekiej przyszłości przybędzie z zachodu lama, który będzie nosił Czarną Koronę. Karma Pakszi złożył Urgjenpie w ofierze wiele bogactw, powierzył mu swoje teksty, jak również Czarną Koronę.
Nadszedł moment, w którym znalazł sobie ucznia. Wtedy właśnie należało mu powierzyć te przedmioty. Polecił mu również, aby udał się do południowego Tybetu, by tam przekazywać nauki Dharmy wielu istotom. Tam bowiem mieli się wkrótce spotkać. Urgjenpa uważał za swojego rdzennego Lamę Gjalła Ge Tsampę, lecz po spotkaniu Karma Paksziego ustanowił z nim tak silny związek duchowy, że zaczął go uważać za równego swemu rdzennemu lamie. Kiedy Urgjenpa opuścił Tsurphu, chcąc udać się do swego klasztoru, Karma Pakszi powiedział mu, że wysłał już ludzi do Kanczumo, aby przygotowali się na jego powrót.
Wielkim joginem był także Tempa Ciepel, który uciszał umysły, a ponadto był świeckim specjalistą od praktyki Cie. Karma Pakszi ofiarował mu żywność i ubrania, powiadamiając go, że przyjdzie do niego w odwiedziny. Kiedy Tempa Cie rozpowiadał o tym wokoło, wszyscy sobie z niego kpili, mówiąc: jak można być gospodarzem, jeśli nie posiada się domu!
Uczniowie Karma Paksziego widzieli pewne znaki, zarówno na jawie, jak i we śnie, świadczące o tym, że ich mistrz nie będzie długo żył. Udali się więc do niego, prosząc, aby pozostał jeszcze z nimi. Nieco później, wracając do swego pokoju, Karma Pakszi potknął się o szaty, upadł i skaleczył się. Rana zabliźniła się szybko dzięki medytacji lung. Powiedział również: "Jam jest Rangdziung Dordże (było to jego prawdziwe imię, a Karma Pakszi stanowiło tytuł nadany przez chińskiego władcę) i nikt nie może wiedzieć, kiedy umrę".
Potem oznajmił swoim uczniom, że jeśli życzą sobie zyskać biegłość w naukach, to jest już najwyższy czas, aby położyli kres wszystkim swoim wątpliwościom. Powiedział im także, że udzieli im komentarzy dotyczących owoców praktyki. Ujrzał także samego Dzietsyna Milarepę, w trakcie picia amrity z kapali, który powiedział, że jego linia Dharmy będzie kontynuowana.
Trzeciego miesiąca Roku Barana z nieba spadł deszcz kwiatów. Uczniowie spytali go, czy jest to dobry, czy zły omen. Karma Pakszi odpowiedział im, że znak ten pojawia się zawsze wtedy, gdy wielki Bodhisattwa rodzi się na tym świecie lub opuszcza go. Gdy nadszedł stosowny moment, oznajmił swoim uczniom, że zamierza wejść w nirwanę. Uczniowie zaczęli zadawać pytania, aby rozwiać wszelkie wątpliwości dotyczące urzeczywistnienia i typów świadomości. Zrealizował wszystko to, co przepowiedział pierwszy Karmapa. Odrestaurował wszystkie klasztory, jakie wzniósł Dusum Kienpa, jak również zbudował nowe. Oznajmił, że tak jak słońce zachodzi po to, by nazajutrz znów pojawić się na wschodzie, tak samo on odejdzie, aby pojawić się jak ptak przylatujący gdzieś z nieba.
Karma Pakszi poprosił swego ucznia Gnen Rinpocze, aby aż do jego powrotu czuwał nad Tsurphu. Trzeciego dnia dziewiątego miesiąca Roku Wodnego Barana powiedział swym uczniom, aby nie dotykali jego ciała przez siedem kolejnych dni. Następnie usiadł w pozycji kwiatu lotosu i odszedł w Dharmakaję. Podczas tych siedmiu dni uczniowie odprawiali ceremonie ofiarne. Najbardziej urzeczywistnieni widzieli jak odchodził w kierunku Tuszity i Dełacien, natomiast zwykli ludzie podczas tego tygodnia widzieli olbrzymią tęczę i kolorowe chmury. Siódmego dnia miała miejsce ceremonia kremacji. Ciało spaliło się i powstało wiele relikwii, ale serce pozostało nienaruszone przez ogień.
W tym czasie Urgjenpa zgodnie z poleceniem Karma Paksziego udał się do Czambokan. W chwili gdy dokonywano kremacji ujrzał Karma Paksziego, który w Czarnej Koronie galopował na wielkim koniu, pędząc we wschodnim kierunku. W chwilę później znikł. We śnie ronił łzy i prosił go, by nie odchodził teraz do Czystych Krain Buddów, lecz żeby pozostał jeszcze na ziemi i pomagał istotom. Karma Pakszi odpowiedział mu jednak, że nadszedł czas jego odejścia i że niebawem powróci.


                                                                           * * *

Teraz zaczyna się tekst bardo Karma Paksziego, zanim odrodzi się on jako trzeci Karmapa, Rangdziung Dordże.
Gdy tylko opuścił swą cielesną powłokę, udał się do Tuszita. W tym czasie wysłał również wiele swoich emanacji do Czystych Krain Buddów. W Tuszita pozostał przez osiem dni, otoczony bogami, którzy składali mu ofiary. A gdy spojrzał na ziemię, zobaczył swoich uczniów wielce strapionych. Wyraził wtedy życzenie, by raz jeszcze mógł powrócić do swego ciała. Chciał im powiedzieć kilka słów, jednak ciało zostało już spalone.
Wtedy zdecydował się na praktykę Trong Dziuk ("wejście w inne ciało"). Zauważył leżącego na skale trupa dwunastoletniego dziecka, którego śmierć opłakiwała rodzina. Wszedł w jego ciało i w chwilę później rozejrzał się wokoło. Ojciec, który był już starszym człowiekiem, nie uważał tego zmartwychwstania za pomyślne i dlatego przekłuł oczy dziecka igłą.
Będąc niewidomym, trudno by mu było pracować dla dobra istot. Karma Pakszi opuścił więc to ciało. Odszedł następnie do Dharmadhatu. Dwadzieścia pięć Dakiń pokłoniło mu się i prosiło: "Panie współczucia i miłości, zamanifestuj się, prosimy i podtrzymuj chorągiew nauk Buddy". Mimo ponawianych próśb Dakiń Karma Pakszi nie odpowiedział. W końcu wyłonił się ze sfery Dharmadhatu i przybierając nie cielesną formę, lecz ciało mądrości, powiedział im, że na razie nie znalazł rodziców obdarzonych cennym ludzkim ciałem, które nie byłoby skalane negatywnymi działaniami. Powiedział im również, że brakuje sprzyjających warunków dla rozwoju czystej nauki Buddy, że istoty są opanowane przez złość, przywiązanie i zazdrość, a także, że jego współczucie i miłość do istot ludzkich są tak wielkie jak miłość matki do jedynego dziecka, co znaczyło, że przybędzie powtórnie później, w czasach Buddy Maitrei, ponieważ teraz było bardzo niewiele istot, które miałyby z nim odpowiednio silny związek.
Dakinie błagały Karma Paksziego mówiąc, że przybywają ze świata ludzi. To były Dakinie - Strażniczki Miejsc. "Jeśli nie powrócisz, panie, bodhicitta, którą rozwinąłeś, praktykując na ścieżce Bodhisattwy, nie będzie już miała sensu". Kolejno przedstawiało mu się dwadzieścia pięć Dakiń. Cztery inne Dakinie pojawiły się, błagając go, aby przybrał fizyczne ciało dla dobra istot. Mówiły mu: "Jakież współczucie! Jeśli my, zwykłe istoty, na myśl o tym, jak cierpi się w sześciu sferach, nie możemy powstrzymać się od łez, to jak ty, wielki Bodhisattwa możesz to znieść? Właśnie dlatego prosimy cię, abyś powrócił do świata istot".
Mimo wszystko Karma Pakszi powiedział im, żeby wróciły do siebie i troszczyły się o swoje Czyste Krainy, gdyż na razie pouczanie istot było niemożliwe. Wówczas miejscowe istoty, bogowie i nagowie, kolejno błagali go, padali mu do nóg i kłaniali się. Nagowie powiedzieli mu: "O synu, emanacjo Zwycięzców, posłuchaj: istoty królestwa bogów odczuwają ból z powodu śmierci i wędrówki, asurowie cierpią z powodu walk i zazdrości, istoty ludzkie boleją z powodu śmierci, zwierzęta cierpią z powodu niewiedzy i niemożności mówienia, głodne duchy znoszą męki głodu i pragnienia, zaś mieszkańcy piekieł cierpią zimno i gorąco. Kiedy się o tym pomyśli, oczy napełniają się łzami. Te cierpienia są nie do zniesienia. Dlatego też jesteśmy całkiem zdesperowani i błagamy cię, panie, jeśli ty nie zamanifestujesz swego współczucia, to któż będzie matką dla istot?" I wszyscy rzucili mu się do nóg.
Karma Pakszi odpowiedział im, że istnieje wiele Czystych Krain Buddy, jak na przykład Dełacien i że szczególnie na ziemi jest wielu mistrzów duchowych i praktykujących Dharmę Buddy, którzy są jak rodzice dla istot sześciu światów. Poza tym, są tam również oni, Strażnicy Czystych Krain i innych szczególnych miejsc.
Karma Pakszi ponownie wszedł w samadhi i raz jeszcze dwadzieścia pięć Dakiń pojawiło się, by go błagać: "Chociaż są na ziemi mistrzowie duchowi i liczni praktykujący, nie mają oni twego współczucia i nikt poza Karmapą nie potrafi tak doskonale rozpowszechniać czystej Nauki". Karma Pakszi odpowiedział im, że nie widzi żadnej osoby, która odpowiadałaby mu jako przyszły rodzic, tak aby powtórnie narodzić się nie dostrzega też żadnego mistrza duchowego, do którego mógłby dołączyć. Istoty były dotknięte pięcioma rodzajami splamień, a nieczysta macica stanowiłaby przeszkodę dla jego transcendentalnej świadomości, chyba że Dakinie znajdą odpowiednich rodziców i właściwego mistrza duchowego, a także pomogą mu w otrzymaniu mocy pomagania istotom.
Wtedy Dakinie wezwały Khorlo Demczoka, który inicjował Karma Paksziego, ten zaś zdecydował się emanować w świat. Ich prośba została wysłuchana, Dakinie były bardzo szczęśliwe, zaczęły tańczyć, bawić się i rzucać deszcze kwiatów. Śpiewając powiadomiły Karma Paksziego, że na ziemi istnieje miejsce sprzyjające jego narodzinom, wyjawiły imiona rodziców i region, którym okazał się być Maniul Kontang, gdzie urodził się Milarepa. Tam właśnie oczekiwał go Urgjenpa.

Dakinie utworzyły drogę ze świetlistej tęczy i zaprowadziły Karma Paksziego na ziemię, do kryształowego pałacu, który w rzeczywistości był matczyną macicą. Gdy tylko wszedł do niej, Dakinie opuściły go i zaczęły się trudności związane z przebywaniem w macicy. Czasami Karma Pakszi czuł, jakby był niesiony przez falę rzeki, innym razem odczuwał, że przygniata go góra, albo że jest trawiony przez ogień. Takich cierpień doświadczają istoty w tej właśnie sytuacji. Jemu jednak ukazywały się one jako iluzja, gdyż nie opuszczał stanu samadhi.
Karma Pakszi przemienił łono matki w boski pałac i ciało Czenrezika. W ten sposób mógł nauczać wiele istot. Od chwili poczęcia matka czuła się bardzo szczęśliwa, tak fizycznie jak i duchowo. Pewnego dnia udała się do Temrinamkor w Te, aby tam spędzić jeden dzień u swojej ciotki. Właśnie tam narodził się Karmapa ósmego nie pierwszego miesiąca Roku Drewnianej Małpy, na dachu domu w chwili gdy wschodził księżyc. Nie pozwolił, aby matka cierpiała. Jak tylko urodził się, usiadł w lotosie i wskazując palcem na księżyc powiedział: "To właśnie księżyc ósmego dnia wznosi się na wschodzie".
Ciotka stwierdziła, że jest to bardzo niepomyślny znak i zaproponowała matce, aby z nim skończyła. Rodzice odmówili jednak: "To nasze dziecko. Od chwili poczęcia pojawiały się pomyślne znaki. Nie możemy go zabić, ale możemy go wychowywać w innym miejscu, gdzie nikt go nie zobaczy". Odeszli stamtąd, a Karmapa niczego już nie mówił i żył jak całkiem zwyczajne niemowlę.
Urgjenpa, który przebywał w Nioczałalung, zobaczył przed sobą Karma Paksziego, promieniującego jak słońce. Znak ten pozwolił mu zrozumieć, że Karmapa powrócił na ziemię. Zachował to jednak dla siebie, z nikim nie dzieląc się swym odczuciem.
Karma Pakszi był bardzo ładnym dzieckiem, co zawdzięczał długotrwałej praktyce cierpliwości na ścieżce Bodhisattwów. Wszyscy ci, którzy zobaczyli to dziecko byli wypełnieni radością i szczęściem, gdyż rozwinęło ono do perfekcji miłość i współczucie. Przez pierwsze trzy lata był zwykłym dzieckiem, które bawiło się wespół z innymi dziećmi. Kiedy skończył trzy lata, zalazł kawałek czarnego materiału, przyniósł go rodzicom, a następnie wyjaśnił im, jak go wymierzyć i przyciąć, by zrobić z niego Czarną Koronę. Z Czarną Koroną na głowie siadał na tronie zrobionym ze stosu kamieni, a następnie przywoływał do siebie inne dzieci, dając im nauki i udzielając inicjacji. Na początku powiedział im: "Wszystkie zjawiska, jakie pojawiają się, przypominają magiczną iluzję; jestem świadomy tego, że mimo iż pojawiają się one jako realne, w rzeczywistości są pozbawione realności. Szkoda, że wy, dzieci, nie uświadamiacie sobie tego".
Kiedy jego matka pogubiła kataki i zmartwiła się tym, Karmapa rzekł do niej: "Nie przejmuj się, w Tsurphu mam ich pełne skrzynki. Będę ci mógł ich dać tyle, ile tylko zechcesz".
Pewnego razu ojciec zabrał go z sobą na przechadzkę w góry. Kiedy przechodzili obok sporego stada baranów, w ojcu, który nie był człowiekiem bogatym, pojawiło się wielkie pragnienie i westchnął: „Ach, gdybym mógł mieć je wszystkie, byłoby to wspaniałe!” Karmapa, który wiedział o pragnieniu ojca, powiedział mu wtedy: "Nie martw się, w kraju Kham są stada koni dużo większe od tych stad baranów, podaruję ci je". Bardzo zaskoczony ojciec spytał go: „Kim jesteś? Powiedz mi”. Dziecko odpowiedziało: „Jestem Karma Pakszi, przybyłem do ciebie, abyś mógł być dla mnie gospodarzem”. Ojciec był bowiem tym joginem praktykującym Cie, którego Karma Pakszi powiadomił o swojej wizycie. Przypominając sobie te słowa, zaprowadził dziecko do domu, posadził je na tronie i pokłonił się przed nim.
Innym razem ojciec zapragnął czegoś szczególnego do jedzenia. Karma Pakszi wskazał mu dom, w którym znajdowało się to, czego sobie życzył. I faktycznie, gdy tylko wszedł do wskazanego przez Karmapę domu, otrzymał upragnioną potrawę. Pewnego dnia, kiedy popił sobie czangu i był już kompletnie pijany, powiedział z dumą wszystkim sąsiadom, że w jego domu urodził się Karma Pakszi. Wiadomość ta rozszerzyła się po całej okolicy. To właśnie lamie Ser Khempie dziecko opowiedziało o tym, co wydarzyło mu się w stanie bardo.
W wieku pięciu lat Karma Pakszi powiedział swoim rodzicom, że chciałby dołączyć do Urgjenpy. Ten z kolei zobaczył Karmapę we śnie i chcąc się o niego zatroszczyć powiedział mu, aby do niego przyszedł. Urgjenpa wstał o świcie i kazał swoim ludziom posprzątać, albowiem wiedział, że przybędzie do niego Karmapa. Rodzice wysłali przedtem lamę Mofu Knetena, aby powiadomił go, że mają syna, który jest Karmapą i pragnie się z nim zobaczyć. W odpowiedzi Urgjenpa wysłał wszystkich swoich uczniów na spotkanie z Karmapą, a jeszcze wcześniej kazał dla niego wznieść tron wyższy od swojego.
Żeby upewnić się, czy dziecko to rzeczywiście jest Karmapą (mogło ono bowiem być dziełem Marów) usiadł na tronie, aby praktykować medytację Wadżrapaniego i zamanifestował się w tej postaci. Gdyby dziecko było dziełem demonów, przeraziłoby się na jego widok. Karmapa wszedł bez wahania, położył rękę na głowie Urgjenpy jako Wadżrapaniego, aby go pobłogosławić, a następnie spokojnie usiadł na tronie.
Urgjenpa zrobił jeszcze inny test i zapytał go: „Kim jesteś?” Wznosząc rękę do nieba dziecko odpowiedziało: "Jestem znany w świecie pod imieniem Karmapy". Aby go jeszcze bardziej wypróbować, Urgjenpa odrzekł: "Jeśli jesteś Karmapą, powiedz mi, gdzie wówczas spotkaliśmy się i o czym rozmawialiśmy". „O mnichu z Late, czyż nie przypominasz sobie, jak wiele razy rozmawialiśmy o wschodnich i zachodnich Indiach, jak opisywałeś mi Bodhgaja i jak często rozmawialiśmy na temat Dharmy?" „Jakie zatem przedmioty dałeś mi, panie, gdy przyszedłem do Tsurphu”. „Zwróć mi teraz Czarną Koronę, którą ci powierzyłem, jak również moje teksty”.
Urgjenpa zwrócił Karmapie Czarną Koronę, która powinna być za duża jak na dziecko, jakim był wtedy Karmapa, mimo to pasowała doskonale. Schodząc z tronu Karmapa pokłonił się przed Urgjenpą, mówiąc: „Niegdyś byłem, panie, twoim guru, teraz ty bądź moim nauczycielem. Prawie przekonany Urgjenpa wziął duży tekst Kalaczakry i powiedział:  „Ponieważ mój guru mógł czytać i rozumieć ten tekst, ty także, panie, musisz umieć to robić”.
Po raz pierwszy dziecko trzymało w rękach książkę, nigdy bowiem nie uczyło się czytać. Niektóre strony potrafiło czytać biegle, na innych rozpoznawało tylko pewne litery i sylaby. Tak właśnie Karmapa przeczytał pierwszy rozdział. Urgjenpa wybuchnął serdecznym śmiechem i klaskał w ręce, mówiąc: „Doprawdy nigdy jeszcze nie widziałem kogoś, kto czytałby tekst w podobny sposób”.
Urgjenpa był joginem, potrzebował więc wielu dowodów, aby mieć całkowitą pewność. Wezwał rodziców i zapytał, kiedy urodził się ich syn. „Ósmego dnia pierwszego miesiąca Roku Drewnianej Małpy”, odrzekli. Urgjenpa zwrócił się do dziecka: „Mój guru Karma Pakszi zszedł z tego świata trzeciego dnia dziewiątego miesiąca Roku Barana. Pomiędzy tym dniem, a dniem twoich narodzin upłynęło zaledwie pięć miesięcy. Nie możesz być moim guru, gdyż trzeba dziewięciu miesięcy, aby móc powtórnie się narodzić”.
Rangdziung Dordże odpowiedział: „Wszedłem do macicy w chwili, gdy dziecko miało już cztery miesiące. A czy nie przypominasz sobie, panie, jak powiedziałem ci, że wysłałem już grupę lamów, ażeby przyjęli mnie?”
Urgienpa spytał go, czy nie przypomina sobie jeszcze czegoś ze swojego poprzedniego żywota. Karma Pakszi opowiedział mu epizod o dziecku z przebitymi oczami, gdy chciał wrócić w pewnej chwili na ziemię, aby pocieszyć swoich uczniów przepełnionych żalem. Urgjenpa wysłał ludzi, aby sprawdzili wiarygodność tych faktów. Kiedy wrócili, powiadomili go, że istotnie wszystko to miało miejsce, dokładnie tak jak powiedziało to dziecko. Urgjenpa był wreszcie pewien, że dziecko jest Karmapą i zwrócił się do niego z pochwałą: „Jedyne istoty zrodzone w tym świecie z łona kobiety, a jednak nie splamione przezeń to Budda i ty, panie, mój guru”.
Zastanawiał się, jakie imię dać temu dziecku. Przypomniał sobie, że jego prawdziwe imię brzmi Rangdziung Dordże, dał więc trzeciemu Karmapie to właśnie imię. Urgjenpa ofiarował mu szaty Dharmy, udzielił ślubowań upasake i intronizował go. W tym samym czasie udzielił mu inicjacji Hewadżry i Czakrasamwary.

Kiedy natomiast skończył siedem lat, od lamy Kunden Szieraba otrzymał ślubowania mnisie. Gnerepie, uczniowi, któremu Karma Pakszi powierzył Tsurphu, ukazał się Czenrezik i powiedział: „Jedna z moich emanacji pojawiła się na zachodzie, należałoby ją zaprosić do Tsurphu”. W kilka lat później Karmapa ponownie znalazł się w Tsurphu.

Notatki tłumacza belgijskiego:

/1/ Urzeczywistnieni mistrzowie (tyb: drub.thob, skr. siddha) - termin określający oświeconych mistrzów ścieżki tantrycznej: urzeczywistnionych na poziomie ostatecznym, jak również manifestujących to urzeczywistnienie w wymiarze względnym, zjawiskowym. Tradycyjnie mówi się o 84 mahasiddhach ("Wielkich Urzeczywistnionych"), takich jak Tilopa, Naropa, Majtripa, itd....
/2/ Tulku (tyb.; skr. Nirmanakaja) - Ciało Emanacji, fizyczny aspekt urzeczywistnienia Buddów, przejawiający się w postaci ciała dostępnego percepcji zwykłych istot. W mahajanie jest nim Siakjamuni, natomiast w wadżrajanie każdy zjawiskowy aspekt emanacji uważa się za ekspresję ciała Lamy. Ściślej, tulku oznacza urzeczywistnioną istotę, która manifestuje się w postaci ludzkiej przez wiele kolejnych inkarnacji.
/3/ Ka i Cze - Kanon i komentarze. Oryginalne słowa Buddy Siakjamuniego oraz komentarze wyjaśniające, ułożone przez urzeczywistnionych mistrzów. Ich zbiory tworzą Kandziur i Tendziur.
/4/ Sadhana (skr.; tyb: drub.thab) - dosłownie są to środki urzeczywistnienia; najczęściej chodzi jednak o tekst praktyki i samą praktykę jakiegoś bóstwa tantrycznego.
/5/ Cztery punkty mahamudry, czyli cztery poziomy realizacji sukcesywnie osiągane przez medytującego: 1. jednoupunktowienie (tse.czik); 2. wolność od projekcji (tre.drel); 3. jeden smak (ro.czik); 4. poza medytacją (gom.me). Na ten temat zobacz książkę IX Karmapy "Mahamudra, która eliminuje ciemności niewiedzy"
/6/ Dyscyplina (skr. winaja; tyb: dul.ła); Logika (tyb: tse.ma) - dwie podstawowe nauki, wspólne wszystkim ścieżkom buddyjskim. Dyscyplina traktuje o etyce i ślubowaniach świeckich i zakonnych. Logika wyraża różne sposoby sukcesywnego zbliżania się do rzeczywistości.
/7/ Ślubowania genjen - baza wszelkich reguł: są one przestrzegane przez świeckich i mnichów. Cztery zobowiązania to: nie odbierać życia, nie zabierać tego, co nie było dane, nie wprowadzać nikogo w błąd i powstrzymywać się od niewłaściwego zachowania seksualnego.
/8/ Rahula - uważana za planetę, ucieleśnia wszelkie negatywne wpływy, powodujące kataklizmy, epidemie, zaćmienia słońca i księżyca, itd.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz